poniedziałek, 13 grudnia 2010


Płatki śniegu w swoim locie ku nicości, ku zgubnej wolności? Końcowa faza śnieżnego lotu to lądowanie na innym płatku, który to inny leży na tysiącach innych. Czy w ich oceanie białych, z daleka identycznych i niczym nie różniących się od siebie... a jednak zdecydownie innych znajduje się choć jeden płatek, który spełnia swoje marzenia? Płatek dla którego lot i lądowanie w tłumie jest najbardziej niezwykłą historią jegoż krótkiego istnienia. Każdy płatek jest mega indywidualistą- jedyny i niepowtarzalny projekt natury. Pracowita i bardzo twórcza- i to w niej cenię- niepowtarzalność. Wracając do płatka, intryguje mnie on bardzo w tym momencie. Myśli sprowokowała bezwstydna natura, obnażona o poranku ze swoich niepewności. Budzi się najwcześniej, może w ogóle nie śpi, bo i jak? Siedzę sobie na wiklinowym krześle, myślę- jestem bardzo daleko od tego o czym piszę. Chciałabym być! Gdyby jednak obedrzeć rzeczywistość z szat pozorów i masek, nie wiem jak to jest do końca. Pragnąć wsłuchać się w siebie, powinnam być bardziej gdzieś gdzie jest ciszej. Jest gdzieś ciszej niż w leśnej głuszy. Zapewne są takie przestrzenie we mnie samej , ale ich jeszcze nie poznałam. Poznam? Platki wciąż w locie, swoim krótkim tanecznym opadaniu, dziś nawet nie wzoszą się choć na chwilę- wiatr je opuścił, wieje może dla innych płatków, które choć na moment chcą wrócić do poprzedniej wysokości, z ktorą to przed kilkoma sekundami miały szczęście się poznać. Spotkana przestrzeń , dotknięta precyzyjnie tkaną strukturą śnieżnego płatka. Poznana i zapomniana. Zamknięta w białym, miłosnym wtuleniu. Tak koniec bajek!!!- marsz po drzewo - budzimy cieplo w lesie!!!!