piątek, 13 sierpnia 2010

las-dom

Upleciony z brzóz aleji przetykanej sosen leśnym oceanem
Pachnie nagością niewinną.
wilgotne szyszki, spękana brzoza ze swymi sokami, świeży mech- to wszystko co potrafię nazwać.
Cała reszta, która składa się na zapach, tulący mój byt jest grą wiatru, który porusza las do takiegoż czaru.
Każdy ma taki swoje miejsce.
Pytasz skąd wiem?
Znalazłam je.

Ja, moja widzialność i niewidzialność.
Ja, przepełniona mnóstwem dolin i wzgórz, przepełniona ciepłem i chłodem, łzą i uśmiechem, pytaniami i odpowiedziami.
Usłyszałam , poczułam każdą komórką mojego ciała, że jestem w domu.
Zielonym, szumiącym...

2 komentarze:

  1. Mam tak samo, najchętniej zamiast pościeli spałabym na mchu, i dlatego lepiej nie zabierać mnie do lasu - bo zawsze się w niego zapadnę jak szyszka... mam tak samo... od zawsze, po dziadku leśniczym i babci - czarownicy od zwierząt i ziół... i może dlatego, nie znając Cię wcale, bywając jedynie w tych samych miejscach i wśród tych samych ludzi - mimo wszystko czuję jak siostrę drzewną... i kocham to, co robisz z darami lasu, wełną... i kobietą, uosabiając w niej Mamę Naturę... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudownie na nierzeczywistej ścieżce spotkać utkaną podobnież jak ja!!!!
    Projekcja myśli poranna- bose stopy dotykają wilgotnego mchu, jest tylko Ta i aż Ta - głęboko zielona chwila tak bardzo przepełniona życiem...

    OdpowiedzUsuń