piątek, 15 czerwca 2012

Poranne zmysłów karmienie



Przedporanek obudził mnie dziś i choć nie wiem jak to uczynił ma wielką moc! Gdy tylko spojrzałam jak pierwsze dnia światło zdejmuje z  lasu mglisty pled poczulam, że też tam chcę być.  Szybko wsunęłam stopy w prawie nie buty, bo jak inaczej nazwać subtelne japonki. Otworzyłam drzwi i już byłam tam gdzie tak bardzo noc ze swych ramion mnie wypuszczała. Kilkanaście kroków z poranną rosą na stopach i dotykalam mgły.Cudowna. Jednak nietrwały był stan tegoż zachwytu. Ponieważ zuchwałość budzącego się dnia w wielkim pośpiechu rozbierala z  nocy mglisty otulacz .  Na moje szczęście poranek odkrywał  przede mną magię leśnej opowieści. Aparat, który ze mną tradycyjnie spacerował ,trzymalam w dłoni- jak zwykle miałam nadzieję ,że Jeleń, który ze swoim stadem śpi koło starej chatki stanie na mojej drodze.  Tak na marginesie to dziwię się bardzo, że jeszcze tego nie uczynił. Wysyła mi do pozowania młode sarny, a ja tak bardzo czekam na Niego. Uczy mnie cierpliwości!!! Gdybym wychodząc z domu stopy wsunęła w kalosze moglabym zostać z tym porankiem aż do południa, ale rosa chyba miała romans z mroźnym wiatrem, który zagubił się w lesie . On o poranku poleciał dalej swój chłód chętnym rozdawać, a rosa całe zimno podarowała moim stopom. Pierwsze promienie słońca zbyt słabe jeszcze w swojej wczesnej czułości nie miały mocy ogrzać stóp mych tak skapo odzianych. Zziębnięte prowadziły mnie do domu, tam  w piecu dojrzewały do narodzin  trzy pachnące chleby. Tak to łączy się nocne chleba tworzenie z porannym zmysłów karmieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz